Fot. © Aurelio Monge
Fot. © Aurelio Monge
ladynoprofit ladynoprofit
554
BLOG

Oscary. Kulisy bestialstwa

ladynoprofit ladynoprofit Kultura Obserwuj notkę 1

"Kochać — w kimś drugim siebie pokonać." Christian Friedrich Hebbel

Cóż, trochę się rozpiszę, ale lektura nie jest obligatoryjna. Kto chce, zapraszam..

By napisać o filmie "Whiplash" - nie sposób pominąć arcydzieła "Shine".

Film "Blask" Scott'a Hicks'a z 1996 roku - zostawił we mnie obrażenia w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Linię fabularną niech opowie za mnie Andrzej Zwaniecki:

"W dobie sztucznej hodowli wirtuozów, wyszukanej promocji muzyki i postępującej bezduszności jej nagrań, Blask uderza w strunę przeżywania muzyki jako namiętności, obsesji i w krańcowym przypadku – obłędu.

Nie ma jednak w tym nic ze staroświeckiej przesady; Blask brzmi wzruszająco i szczerze.

Australijski film w reżyserii Scotta Hicksa oparty jest na losach pianisty Davida Helfgotta, którego świetnie zapowiadającą się karierę przerwał wylew krwi do mózgu.

W chwili pojawienia się na ekranie jest on prawie zapomnianym ekscentrykiem, który nie dotknął klawiatury od 10 lat.

Przypadkowa przyjaźń z właścicielką baru – Sonią Todd, wyzwala w nim długo tłumione emocje i budzi na nowo jego talent.

Hicks przedstawia historię życia Helfgotta poprzez serię zgrabnie splecionych reminiscencji, stopniowo, wraz z bohaterem, dogrzebując się przyczyn jego wzlotu i klęski w stosunkach z ojcem.

David, grany w różnych okresach życia postaci przez Alexa Tafałowicza, Noaha Tylora i ostatecznie Geoffreya Rusha jest pianistą, którego do kariery popycha niesłychanie zaborczy i ambitny ojciec – polski Żyd, ocalały z Zagłady – (Armin Mueller-Stahl).

Emocjonalne zmagania młodego pianisty z muzyką są zarazem próbami zmierzenia się z brzemieniem dominującej osobowości ojca.

Świetnie wyreżyserowana scena wykonania trzeciego koncertu fortepianowego Rachmaninowa (w nagraniu samego Helfgotta) jest kulminacją tych zmagań, za które David płaci udarem mózgu i obłędem.

Dla Hicksa muzyka (sztuka) jest jednak ambiwalentna – bywa demonicznym wyzwaniem, ale i środkiem terapeutycznym.

Ponury los Davida w drugiej połowie filmu rozświetla więc przyjaźń rozmaitych ludzi, którą zyskuje on dzięki bezinteresownie rozdawanemu talentowi i urzekającej osobowości wyzwolonego pomyleńca – Geoffreya Rusha.

W rezultacie, powrót Davida na estradę w finale Blasku nie jest triumfem wirtuozerii, tylko zwycięstwem bezinteresownej miłości do muzyki i ludzi."
___

3 Koncert fortepianowy Rachmaninowa, to muzyczne dzieło stało się granicą, za którą już był tylko obłęd.
Jedna z najwspanialszych wg mnie scen w kinematografii światowej - konkursowe wykonanie koncertu młodego bohatera.
Rozbieżność tempa obrazu z tempem partytury. Kadry w zwolnionym tempie. Twarz pianisty, jego dłonie.

Krople potu, które właściwie odliczały minuty do wylewu i zatracenia się w chorobie psychicznej.
Skończył, ukłonił się publiczności i odszedł.

W tym momencie w utratę przytomności.

A potem - bardzo daleko. Poza swą świadomość, poza pamięć, poza sens.
Wygrał konkurs, przegrał siebie.
Nadludzki wysiłek, sadystyczna presja ojca i wrażliwość pianisty.

To musiało się rozsypać zostawiając w dłoniach obłęd.

Została jedynie wirtuozeria w palcach.
Skłamałabym, gdybym napisała że płakałam na tym filmie.
To nie był płacz. Choć potok mych łez można by tak skwitować. Moje wzruszenie dziwnie przerodziło się w totalne odreagowanie.

Katharsis. I w tym wszystkim winowajca bez winy, mój ukochany Rachmaninow...

Kluczowa /rewelacyjna!/ scena z Blasku w komentarzu. Ważna, bo nawiążę do niej w kolejnej części wpisu.

 

"Los to jedno z imion naszej bezsilności" Wiesław Myśliwski, "Ostatnie rozdanie", Kraków 2013, s. 69

"Blask: i " Whiplash" to są filmy o tym samym, tylko, że o czymś innym.

I w jednym i w drugim filmie mamy młodego chłopaka, który pragnie być wirtuozem. Fortepian i perkusja.
Obaj przeżywają gehennę niszczenia, upodlenia, deprecjonowania, pracy ponad własną fizyczną kondycję.

Wciąż mamy analogie, ale...

W "Blasku" katem jest ojciec, w historii młodego perkusisty jazzowego - jego nauczyciel.

I swoista "droga krzyżowa" obu chłopców ma jednak inny charakter.

Surowa, bezduszna presja ojca pianisty wydaje się być wersją chłodnej, ale jednak miłości, wobec bestialstwa prowadzącego sekcję jazzową.

Jest taka scena w knajpie, gdzie /nagrodzony Oscarem za tę rolę / nauczyciel eksplikuje, dlaczego musi być potworem.

Ujmując w ogromnym skrócie - oczywiście dla dobra swych uczniów.

Uśmiecham się w tym momencie do czyjejś myśli:  tylu chce naszego dobra - nie dajmy go sobie tak łatwo odbierać.

Zetknęłam się w sieci z wypowiedziami, że tak - że w takiej postawie jest sens, że to surowe potraktowanie młodych muzyków ma im dać szanse na mistrzostwo w klasie swego instrumentu.

Dla mnie ów dialog w knajpie - to jak głodne kawałki napalonego kolesia, który chce łatwo spacyfikować wahanie potencjalnej zdobyczy.

Jest to jedna z 3 scen, które miały zapewne ocieplić postać kata.

Nieskuteczny to zabieg.

Nieustanna drwina ze strefy erotycznej swych uczniów, wykrzyczane w twarz bohatera słowa, że słusznie, iż go matka porzuciła, bo nie trzyma tempa.

Owszem jest taki mechanizm, że mobilizujesz kogoś poprzez szarpnięcie nim. Często się sprawdza, bo ów silny wkurw dał power do większego wysiłku, solidniejszej determinacji.

Czasami.
Bo bywa i tak, że jednym cięciem zabijasz.
Muzyka, pisarza, lekarza, prawnika, czucie w kimś. Niby chodzi, odżywia się...ale jego już nie ma. Pogrzeb - za kilka dekad.

W latach 50 tych nakręcono nowelkę pt. "Dzień kuli". Jedna z najlepszych z bogatej serii, którą promował sam A. Hitchcock

Blisko 10 letni chłopiec jest przypadkowym świadkiem pobicia prawie ze skutkiem prawie  śmiertelnym. Zgłasza to na policję - oskarżonym jest ważna postać z miasteczka, więc nikt nie pali się do ruszenia sprawy, nawet spisania raportu. Dochodzi jednak do konfrontacji na posterunku policji - i ukochany ojciec chłopca, który wychował go właśnie wg najważniejszych wartości - stanął po stronie oskarżonej szychy. Ten, który wywinął się tym sposobem wymiarowi sprawiedliwości - wcisnął chłopcu na siłę 10 dolarów. Wtedy to było sporo.

30 lat potem dojrzały już nasz mały bohater otrzymuje kulkę w skroń - w ramach rozliczeń mafijnych.

Przeszedł bowiem na stronę zła - gdy ojciec złamał mu duszę. Wiedząc, że jego syn nie kłamie, ale bał się ostracyzmu ważnej persony w mieście.

Wielu z nas tak połamano - w ten czy inny sposób.

Dawne nacięcie siekierą już właściwie nie boli, ale czy tkanka zrosła się? Co z blizną?

Dwie kluczowe sceny z omawianych filmów - jedna w centralnym miejscu opowieści, druga zamyka film.

W "Blasku" dowiadujemy się co dzieje się z pianistą po załamaniu nerwowym.

Końcowy akord w "Whiplash" to wywalczony sukces chłopaka.

Sukces - instrumentalisty.
Ale czy tego mężczyzny?

Bezduszność, agresja werbalna jego nauczyciela nie jawi mi się jako usprawiedliwiona metoda na wyłuskanie geniuszu z młodych istnień. Tym bardziej, że uczniowie załamywali się, lub nawet odebrali sobie życie.

Ten mocno dojrzały mężczyzna próbował naprawiać samego siebie świeżością, ufnością, ambicją swoich uczniów. Jedna z wielu odmian wampiryzmu.

Nawet najlepszy nauczyciel, pozostaje jedynie nauczycielem.

Może być jedynie pośrednikiem z zadaniem wyedukowania tych, którzy trafią na sceny światowe.

To była jego idée fixe.

Sięgał po chore manipulacje, by osiągnąć swoje. Okłamywał. Burzył - jeszcze nie tak mocno ukonstytuowany świat wartości - swych uczniów.

"Życzliwość, cierpliwość i współczucie są wartościami o wiele bardziej pomocnymi w poznawaniu życia na świecie, aniżeli zdobycie pierwszej nagrody czy osiągnięcie pierwszego miejsca w klasie.
Poczucie, że zawsze musimy do czegoś dążyć i współzawodniczyć aby przetrwać, czyni z nas neurotyków i nieszczęśników. " Ajahn Sumedho

I clip z końcową sceną.

Paradoksalnie, młody nie jest w niej aż tak ważny. Twarz jego nauczyciela ma tu jedynie znaczenie. Co w niej widzimy? Dlaczego jaśnieje?

Zobaczył wyciosany kopniakami geniusz chłopaka?
Czy siebie w młodym ciele? Nie tylko swój sukces - ale całego siebie.
Na to czekał. Tylko dla tej chwili deprecjonował, łamał młodą duszę.

I jedna z tych scen, które miały przemycić ludzka twarz despoty.
Gdy dowiaduje się o nagłej śmierci swego ucznia.

Wtedy, można było uwierzyć w empatię łez. Ale nie po kolejnej dawce scen, sytuacji.

Śmierć zdolnego ucznia oznaczała także jego śmierć.
Nosiciel jego geniuszu - pochowany.
Niektórzy tak się "rozmnażają" - poprzez innych, poprzez ich łamanie, nacinacze...

Korzystają z ich talentu, ciał - dusza w tym wszystkim to zbędny gadżet.

Oba filmy to arcydzieła. Są genialne.

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura