Mircea Cărtărescu mówi, że pisanie ręczne pozwala nawiązać intymną relację z białą kartką papieru, która działa jak lustro.
Bywa, że nie rozpoznaję własnego tekstu.
Wiem, że to ja, że każda tam litera przeszła przeze mnie. Zdumienie jednak, że właśnie o tym, i że w ten sposób. Jakiś inny, choć tak bardzo mój.
Tak jakbym wydobyła tekst, która tam od zawsze był. Autorski - ale wyłuskany z nieznanej mi przestrzeni we mnie. Czekał na mnie...
I dygresja...
Bo tak sobie myślę o pewnym filmie.
Miłości się nie wyszarpuje, nie preparuje, nie batoży presją - choćby najcichszą.
Bohaterowie filmowej story - oboje po przejściach, choć o różnym charakterze swych traum - świadomie wybrali rezygnację..
Bylejakość łamała im zęby.
Cudne jest w tym to, że dwoje ludzi posiniaczonych, półmartwych od raf, co kiedyś - odnajdują się. Bez uderzenia pioruna, bez egzaltacji, bez podrywu i zgubnej chęci wzajemnego lizania dawnych ran. Po prostu powoli, tak niby w tle - pojęli, że się kochają...
Podczas tańca / w clipach/ - ich odwaga na bliskość większą... niż przyzwolenie choreografii. Na bliskość życiową.
I gdy coraz bardziej - tacy oboje osobni - wchodzili w mgłę tej rezygnacji - iluminacja.
Nie uderzenie gromem, ale oddech, wreszcie pełen oddech i spokój....
We dwoje.
Kiedy czegoś takiego doświadczasz, to jest jak z tekstem, który czekał na ciebie w bieli kartki...
Wydobywasz go frazami i dopiero wtedy rozumiesz...
Na skalnej półce rezygnacji najwięcej się dzieje...
Taniec w slow motion
Oryginał: