Jest coś takiego jak teoria samolubnego genu.
Dotyczy mechanizmu dobierania się w pary...
Koncepcję tę potwierdził tzw test spoconego podkoszulka.
Co zaś wyszło w szeroko zakrojonych badaniach? Że zawsze wybiera się koszulkę/zapach odmienny od naszego systemu odpornościowego.
To podnosi szansę na odporniejsze potomstwo.
Logiczne.
Zapach i selekcja...
Sprawę komplikują pigułki antykoncepcyjne. Kobiety je stosujące - obojętnieją na "zdrowszy" zapach. Częściej stawiają na mężczyzn z analogicznym układem odpornościowym.
Niby to wszystko prawda /wielodekadowe badania w rożnych ośrodkach naukowych/, tylko że...
Jestem szalenie wrażliwa na zapach...
Do tego stopnia, że mogę nie mieć na jadzenie - ale muszę mieć suknię z pasującego do mej duszy bukietu.
Jasne, to nie mój naturalny zapach - ale nie podlegam dyktaturze w sklepach, że mam korzystać z kartoników. Zapach przemawia jedynie z hormonami, zapachem skóry. Tak więc jedynie nadgarstek, albo wyżej..
Czymkolwiek się spryskasz, potraktujesz - zawsze przebije się twój naturalny zapach. Zawsze.
A co z mężczyzną?
Marzę by zatopić nosek w jego podkoszulku, ale po zakochaniu się w jego umyśle.
Nie wcześniej. Nigdy wcześniej..
I nie ma dla mnie znaczenia - czy układ odpornościowy mamy analogiczny czy różny. Gdy miałam 20 lat - także nie.
Mam w sobie bardzo samolubny gen - zapach męskiej umysłowości.