PS. Podoba mi się wybór tego kawałka, gdyż pan młody unosi swą milość:o) Clip nr 4...
Tak, tytuł nawiązuje do kretynizmów propagowanych przez tych, co niedorzecznie przemawiają, z zerową umiejętnością prowadzenia dialogu.
Ale nie będzie o tych, którzy przypadkiem są tam gdzie są.
Zajecudny clip "The Ridge" / przypomnę poniżej/ uświadomił mi pewną rzecz, a zwłaszcza okolice 4 minuty tego krótkometrażowego arcydzieła.
Tak, dziewczyny sprzątają trakt swego życia, obszary poznawcze - z palantów, pogiętych narcyzów, lepkich adoratorów, którzy afirmują jedynie swą pustkę.
Dziewczyny sprzątają przedpole z chłopców znudzonych, bo tacy jedynie są nienachlanymi wampirami inspiracji.
Inspirowanie mężczyzny jest szalenie przyjemne, ale z szansą na symetrię w tym stymulowaniu siebie wzajemnościowym.
Dziewczyny sprzątają swój apetyt na mężczyznę z tych chłopców, których bawi infantylna batalia o nich. Taki facet nie pojmuje jednego - kobieca batalia wyklucza go jako podmiot. Może to sprawiać mu przyjemność - ale tylko tłumokowi. Wszystko bowiem co wyklucza jego decyzyjność - kastruje go.
Wracając do wspomnianego clipu - nie, nie jesteśmy w jaźni, duszy jego bohatera, stojącego na niewielkiej przestrzeni szczytu góry.
Ale możemy poczuć, to co nas by tam owładnęło.
A wiem, co - pieszcząc wzrokiem jego sylwetkę - w tym pięknie sytuacyjnym.
Bywałam na szczytach wysokich gór, także vis a vis Mont Blanc..
Bez ściemy - nie kosztowało mnie to nie wiem jakiego wysiłku - ale szczyty robią swoje.
Dodajmy do Mont Blanc moje urodziny, odpalanie przez kolegę szampana - ja trzaskająca tam na szczycie kadry, gdzie poproszeni przeze mnie obcy mi mężczyźni brali ochoczo swoje damy serca na ręce.
Pomimo wszystko - wtedy nie dotknęłam nieboskłonu.
Zdarzyło się to o wiele niżej - przy zerze oceanicznym.
Drzewiej pisałam o tym. Dziś wracam, by dokonać eksplikacji w ważnej kwestii.
To nie był mój pierwszy przejazd przez ten most. By dojechać z Tampy do St. Petersburga, czy wyspy św. Anny - trzeba przejechać przez Skyway..
Tamtego dnia, słońce już całowało Zatokę Meksykańską. Opłata na bramce za wjazd, za kierownicą sympatyczny, ale jedynie kolega. Kilka lat potem oświadczył mi się w Belgii... Ale to inna story...
Lubiłam prowadzącego bolid. Od ok 20 lat zawsze był dla mnie dobry, ciepły...
Ale nic więcej. Absolutnie nic więcej do niego nie czułam...
Fakt - bywało przyjemnie, gdy wjeżdżał w moro do bazy marines /Tampa/, a ja obok niego. Dwumetrowy on i kłaniający się nam adonisi z USA army...
O czym to ja?
Któryś tam raz wjeżdżamy na sławetny most - on dociska gaz - nie boję się, choć widzę pomiędzy 240 - a 260 km/h...
Na trasie do Wenecji w tym roku usłyszałam, że są to wartości, przy których odpoczywasz, bo żadna już twoja reakcja nie może mieć znaczenia...
Jako, że w wypasionym aucie - marki nie pomnę, była kwadrofonia..w sensie sporo głośników, także w bagażniku - muzyka dodatkowo masowała. Niby niepozorny kawałek z filmu - ale wtedy zrobił swoje... /zapodaję niżej./
No i doświadczałam nirwany. Tak po prostu. Nigdy wcześniej taki stan mnie nie owładnął, nie dopadł. Opisać? Nie ma szans. To kilometry wyżej niż orgazm.
Po kilku latach - świadek tamtego mego inicjacyjnego doświadczenia rzekł:
- Widziałem to w tobie. Doskonale widziałem, co jest z tobą wtedy.
Czas na konkluzję.
Istnieją chłopcy, których się nie sprząta ze swej biografii.
Why?
Bo są nirwaną, bo są facetem z rowerem na wąskim szczycie góry. Bo błogosławieństwo doświadczania ich bytu - daje nirwanę.
Istnieją tacy.
Choć sami w to nie wierzą.
W to, czym obdarzają kobietę...
1 clp: przypomnienie - 4 minuta...
2. clip...Muza w aucie na Skayway:
Most: